wycięto z niego zbyt dużo istotnych scen. Zwykle dobry film zawiera nawet sporą ilość wątków pozornie
niezwiązanych z głownym wątkiem, ktore jednak z czasem lub na końcu filmu okazują się stotne. Lub
przynajmniej wyjaśniają pewne wprowadzone na początku filmu tajemnice. [SPOILER]. W tym filmie mamy
bardzo dużą ilość wątków, niedomówień, insynuacji, tajemnic, oraz sporą ilość nazwisk. Niestety, na próżno
oczekiwać, że śledzenie kolejnych nazwisk wymienianych policjantów, wlaścicieli kolejnych wpływowych
instytucji oplaci się w zrozumieniu zakończenia filmu czy przyczyni się do rozwiklania zagadni śmierci ofiary.
Na próżno też oczekiwać, że rewelacje na temat owianego lekką tajemnicą od początku filmu związku "Scarlet
Johanson" i tego policjanta (sorry, po wprowadzeniu kolejnego nazwiska do scenariusza zapomnialem nazwisk
głównych bohaterów - ot, taka moja mała ignorancja - ale przy tym filmie akurat zupełnie nieszkodliwa) będą
miały przyczynek do zagadkowej śmierci Dalii. Nic z tego. Jednak najbardziej denerwujące jest to, że film
zupełnie nie odpowiada na chyba najbardziej nurtujące pytanie - dlaczego ten policjant od "Scarlet" od
samego momentu zobaczenia zwłok Dalii dostał świra na puncie rozwiązania tego śledztwa, nawet kosztem
olewania innego śledztwa. Traci niemal zmysły brnąc w tę zagadkę, reżyser wyraźnie daje nam do
zrozumienia, że istnieje jakieś tajemnicze powiązanie jego osoby z Dalią. Otóż też nie. Tu jest poprostu nic.
Ale chyba coś jednak w scenariuszu było, bo policjant - jak wynika z późniejszej rozmowy - szantażował tego
bogatego developera - i nawet dal mu po pysku. Szczegóły chyba wycięto w post-produkcji, a mimo to film
tak strasznie długi wyszedł. Zupelnie niepotrzebnie. Mniej jest więcej. Zwłaszcza w tym przypadku. Zupełnie
nieprzekonywujące jest też finalne stwierdzenie, że " 'policjant' szantażował developera i uciec z pieniędzmi
od niego", gdyż sam miał swoje pieniądze pod kafelkami w kuchni. Zapomniał o nich, czy co? No i td, i td...