dosyć przeciętny dramat, w którym Josh Hartnett dwoi się i troi, aby ratować swoją podupadającą firmę. rzecz stara się być mocno osadzona w ówczesnych realiach, ale z reguły sprowadza się to jedynie do pokazywania telewizyjnych newsów odnoszących się do najgłośniejszych wydarzeń okresu (wybór Busha na prezydenta, rozstanie Cruise'a i Kidman, śmierć Aaliyah). mimo tego udało się w pewnym stopniu uchwycić klimat Nowego Jorku jako miejsca - gdzieś tak z boku, jakby mimo woli. sama fabuła to nic nowego i jedynie niezłe aktorstwo sprawia że ogląda się to bez znużenia. mam wrażenie że wiem czym ten film chciał być, a raczej czym jego twórcy chcieliby żeby był, tyle że to nie do końca wyszło. przyznaję bez bicia że dla mnie podstawowym wabikiem, z którego powodu sięgnąłem po "August", był występ Davida Bowie. pojawia się on tutaj w krótkim, acz wyrazistym epizodzie pod koniec filmu i jest to zarazem największy plus całej produkcji. znamienne że to właśnie on utrze nosa butnemu bohaterowi Hartnetta, wcześniej tak bardzo pewnemu siebie i zarozumiałemu. klasa to jednak klasa. cały obraz jednak nie posiada jej zbyt wiele. stąd też - dla Bowie'go, bo innej zachęty nie widzę. no, chyba że całkiem ciekawy soundtrack. Yeah Yeah Yeahs, Ladytron, Velvet Underground... ale żeby posłuchać wystarczy włączyć płytę.